21 października 2022
Doktorka, pilotka, gościni. Nie on/ona lecz osoba. Jak często w przestrzeni publicznej pojawiają się feminatywy i inne formy realizujące zasady języka inkluzywnego? Dlaczego używane są jedynie przez osoby zamknięte w środowiskowych "bańkach", a na ich szersze zastosowanie wciąż brakuje przyzwolenia społecznego mainstreamu? Jak na gruncie języka budować przestrzeń dla wszystkich? - W języku kumuluje się władza. W ogromnej części to on kształtuje nasz świat oraz imaginaria społeczne. Jeżeli brakuje w nim odzwierciedlenia naszej różnorodności, potrafi fałszować rzeczywistość. Wciąż brakuje nam świadomości siły i znaczenia języka. Zmiana zajść może jednak zaskakująco szybko - tłumaczyła doktorka Sandra Frydrysiak, kulturoznawczyni, socjolożka i ekspertka gender studies, którą w audycji "W środku dnia" gościł Jan Niebudek.
- Język jest materią niezwykle elastyczną. Może i powinien odpowiadać na to, kim jesteśmy i jak chcemy, by się do nas zwracano. Złotą zasadą języka inkluzywnego jest mówienie do osób w sposób, który one preferują - podkreśliła Sandra Frydrysiak.
- Używanie języka inkluzywnego, w tym feminatywów, to w zasadzie działalność aktywistyczna. Jej celem jest wyjście poza maskulinizm językowy, który bardzo realnie wpływa na nasze codzienne życie. Żyjemy wciąż w kulturze patriarchalnej faworyzującej mężczyzn. Zabiegi na poziomie języka, którymi zaznacza się m. in. obecność kobiet mają znaczenie i stanowią realny impakt społeczny - wyjaśniała.
- Dziś języka inkluzywnego używają jedynie określone środowiska, ale zmiana już zachodzi. Jest coraz bardziej widoczna w tekstach kultury popularnej, serialach czy filmach. Także media zaczynają być coraz bardziej wrażliwe na na język, jakim określają marginalizowane grupy społeczne - dodała.
Całej rozmowy Jana Niebudka z Sandrą Frydrysiak można posłuchać tutaj:
Lucyna Wardecka