1 listopada 2022
16:19
Anna Rokicińska
Do Zakładu Leczniczo-Opiekuńczego w Piszkowicach przyjmowane są dzieci, których stan zdrowia, niepełnosprawność ruchowa i umysłowa, a także bardzo trudna sytuacja rodzinna wymagają stałej opieki lekarskiej, pielęgniarskiej i rehabilitacyjnej. Bywa, że terminalnie chore, umierają na rękach opiekunek zakładu.
Na piszkowickim cmentarzu znajduje się kilkadziesiąt maleńkich grobów. Tylko na nielicznych palą się znicze. - Bywa, że rodzice zabierają zmarłe dziecko i chowają je w rodzinnych stronach. Zdecydowana większość jednak zupełnie o nich zapomina. Znam tylko jeden przypadek, w którym rodzic przyjechał do swojego umierającego dziecka. Jako kobiety i matki niejednokrotnie widzimy w naszych podopiecznych własne dzieci. Niejednokrotnie też patrząc na ich cierpienie, któremu nie możemy zaradzić, płaczemy. Śmierć każdego z nich mocno przeżywamy. To jak odejście kogoś bliskiego. Nasze dzieci odchodzą jednak spokojnie i po cichutku - przyznaje jedna z bohaterek reportażu Anny Rokicińskiej.